Europa emisjami podzielona



autor: Mirosław Owczarek
  Obok idei ochrony klimatu, co do której panuje zgoda, pozostają jeszcze szczegóły, a w nich – jak to zwykle bywa – tkwi diabeł - piszą Andrzej Błachowicz i Robert Jeszke, z Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami.
Kraje Europy Środkowo-Wschodniej kontra stara Unia Europejska – do takiego starcia dochodzi coraz częściej, gdy zaczyna się dyskusja o wspólnej polityce klimatycznej. Czy jest ona sprawiedliwa? Polska wielokrotnie dawała do zrozumienia, że niekoniecznie.

Polska jest w UE jednym z liderów redukcji emisji gazów cieplarnianych. Wypełniając cele narzucone przez protokół z Kioto, czyli główny oręż na rzecz walki o ochronę klimatu, w ciągu ostatnich 20 lat nad Wisłą zredukowano emisję o 30 proc. To oznacza, że Polska już teraz zrealizowała cele protokołu z Kioto z dużym, ponad 20-proc., zapasem. Dla porównania, Hiszpania emituje 35 proc. powyżej swojego celu. Swoje cele sporo przekraczają także np. Dania, Irlandia, Włochy, Portugalia.

Nowi wiodą prym
Postęp w redukcji jest w Unii nierówny, ale prawidłowością jest to, że lepiej radzą sobie nowe państwa UE. Dzieje się tak m.in. dlatego, że przechodząc po 1990 r. transformację ustrojową, gospodarki Polski, Czech, Słowacji czy Węgier bardzo przyspieszyły (znaczący wzrost PKB), co siłą rzeczy musiało się odbić na spadku wielkości emisji na jednostkę PKB. Spadek ten był największy właśnie w Europie Środkowo-Wschodniej.

Unia długo zastanawiała się, co zrobić z tymi wynikającymi z transformacji ustrojowej „oszczędnościami” (chodzi o tzw. jednostki AAUs) nowych członków. Pojawiały i pojawiają się głosy nawołujące do ich administracyjnego ograniczenia czy wręcz likwidacji. Dla wielu krajów, w tym Polski, oznaczałoby to spory cios, bo zaoszczędzone nadwyżki mogły być dotąd przenoszone na kolejne okresy rozliczeniowe i wykorzystywane np. w systemie zielonych inwestycji (GIS). W jego ramach pieniądze ze sprzedaży AAUs mogą być przeznaczane na proklimatyczne inwestycje.

W grudniu 2008 r., po długich negocjacjach, Unia przyjęła tzw. pakiet energetyczno-klimatyczny, czyli zestaw aktów prawnych regulujących politykę klimatyczną UE w latach 2013 – 2020. Przyjęte rozwiązanie zakłada wrzucenie do wspólnego worka zaoszczędzonych przed 2005 r. redukcji Polski i podobnych krajów. Nadwyżki nowych członków zostaną więc wchłonięte także przez starą Unię. Kompromis był trochę gorzki, ale Polska i inni jakoś go przełknęli na rzecz jedności Unii. Pakiet ustalił jednocześnie do 2020 r. jednolitą skalę redukcji dla podmiotów handlujących emisjami (tzw. EU ETS) wynoszącą aż 21 proc. Rozwiązanie to uderza w takie kraje jak Polska, czyli mające duży udział sektorów objętych handlem emisjami w całkowitej emisji gazów cieplarnianych. Średnia dla starej „15” UE to 40 proc., dla Polski aż 52 proc., bo w systemie handlu jest u nas nie tylko duża energetyka, ale też np. zwykłe miejskie ciepłownie.

Firmy w Polsce będą też musiały wydać więcej pieniędzy na zakup uprawnień do emisji na aukcjach, bo pakiet przewiduje, że kraje o wysokim udziale emisji ze spalania paliw poniosą największe koszty – elektrownie, a nawet wspomniane komunalne ciepłownie, będą musiały kupować dużą część (nawet do 100 proc.) uprawnień do emisji. W starej „15” UE paliwa to 70 proc. handlu emisjami, w Polsce ponad 90 proc. Koszty będą więc znaczne.

Żeby ograniczyć koszty, Unia przewidziała w pakiecie mechanizmy łagodzące, skierowane w pierwszej kolejności do krajów takich jak Polska. Przynajmniej w teorii. Chodzi m.in. o możliwość przydziału bezpłatnych uprawnień do emisji elektrowniom i przemysłowi czy o zwiększone wpływy ze sprzedaży uprawnień do emisji na aukcji dla krajów uboższych i tych, które znacząco zredukowały emisję. Wzrosnąć miałby też limit emisji w części gospodarki nieobjętej systemem handlu (m.in. transport, rolnictwo czy też gospodarstwa domowe).

Zamieszanie z kosztami
Polska, Czechy, Słowacja i kilka innych krajów obawiają się jednak, że mechanizmy łagodzące nie będą działać zgodnie z politycznymi kompromisami z 2008 r., że są niejasne i trudne do wprowadzenia. Boją się, że ta część rozwiązań pakietu będzie w przyszłości iluzoryczna. Obawy są o tyle uzasadnione, że wynikają z obserwacji tego, co się działo w ostatnich dwóch latach po przyjęciu pakietu. Kiedy unijni urzędnicy od ogółu przeszli do szczegółu, okazuje się, że w 2009 i 2010 r. coraz więcej powstających już konkretnych rozwiązań ogranicza czy wręcz neguje kompromis z 2008 r. Przykładowo lokalna ciepłownia miejska na węgiel, zamiast zapisanych w pakiecie 80 proc. darmowych przydziałów, dostanie najprawdopodobniej tylko 40 proc. Niebezpieczeństwo dla Polski jest znaczne, bo bez sprawnie działających mechanizmów łagodzących koszty pakietu będą dla nas nieproporcjonalnie wysokie.

Nowe państwa UE uważają, że pakiet faworyzuje starą „15”, ale tak samo dzieje się już obecnie (2008 – 2012) w systemie handlu emisjami. Analizując decyzje Komisji Europejskiej dotyczące krajowych planów rozdziału uprawnień (KPRUII), można też stwierdzić, że faworyzują one kraje starej Unii kosztem nowej. Zatwierdzony podział uprawnień do emisji został dokonany bez rozsądnej oceny tego, jaki udział w całkowitej emisji gazów cieplarnianych i ścieżce realizacji celów Kioto mają emisje przedsiębiorstw objętych systemem handlu emisjami (EU ETS). W Europie Środkowo-Wschodniej to aż 50 proc. (jak wcześniej wspomniano – w pozostałych krajach Unii 40 proc.), co oznacza, że kraje te ponoszą znacznie większe koszty, bo EU ETS nie jest przecież systemem tanim. Tymczasem 12 państw UE (w tym dziewięć nowych) otrzymało limity emisji nieproporcjonalnie niskie w porównaniu z bogatszą i mniej zaangażowaną w system resztą. Słowacja, Polska, Czechy, Węgry, Estonia, Litwa, Łotwa, Rumunia, Bułgaria zaskarżyły decyzję KE do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

Unia od wielu lat ma ambicje „klimatycznego przywództwa” (climate leadership). Podkreśla, że proklimatyczna modernizacja świata to nieodwracalny kierunek dla wszystkich krajów. Z najnowszego raportu Międzynarodowej Agencji Energii (IEA) wynika, że globalne wydatki na inwestycje modernizacyjne w energetyce mogą wynieść aż 10 bln dol.

Andrzej Błachowicz
Robert Jeszke
Pytanie, które zadają sobie Europejczycy, brzmi jednak: czy na pewno idziemy właściwą, a w szczególności sprawiedliwą drogą? Nowe państwa Unii chcą działać na rzecz klimatu, ale niejednokrotnie wyrażały i wciąż wyrażają obawy, czy ich udział w proponowanych przez Wspólnotę rozwiązaniach jest sprawiedliwy. Dotychczas nie zawsze tak było. Tymczasem droga do tego klimatycznego przywództwa UE wymaga chyba, by każdy wysiłek był rzeczywiście wspólny. Żeby tak się stało, konieczna jest szczera i merytoryczna dyskusja nad możliwościami każdego z krajów. Ta dyskusja już się toczy, ale musi nabrać znaczącego przyspieszenia.

Autorzy artykułu : Andrzej Błachowicz , Robert Jeszke, 30-04-2010
Autorzy z KOBiZE uczestniczyli w negocjacjach pakietu energetyczno-klimatycznego w 2008 r.; pracują przy jego wdrożeniu w 2009 i 2010 r.